bilbo bilbo
403
BLOG

Wstrząs edukacyjny

bilbo bilbo Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Reformy w szkolnictwie były, są i będą. Będą tak długo, aż wreszcie (być może) zrozumiemy, że jak się uczciwie nie zapłaci, to nie będzie uczciwej nauki. Jest to warunek niezbędny – sine qua non – aby zdobyć dobrych nauczycieli. Oczywiście pieniądz może wiele, lecz nie wszystko i czasem może zadziałać substytut pieniądza, np. trudne warunki materialne, kryzys i czas wyjątkowy. W czasach sanacyjnych był światowy kryzys. Z braku pieniędzy, ze szkolnictwa zwolniono mężatki, ale pozostałe w pracy panny, jeżeli miały dobre przygotowanie (np. Wyższe Kursy Nauczycielskie) i dobrą opinię nie zarabiały najgorzej (powyżej 250 zł), co przy urzędniczej pensji fachowca z wyższym wykształceniem i doświadczeniem (pensja ok. 350 zł) nie wyglądało źle. Nauczycielka, oddana swojemu zawodowi, z pasją edukacyjną, ale także z umiłowaniem młodzieży, potrafiła zdziałać wiele.

W Poznaniu, na Winiarach, w dzielnicy ludzi ubogich, a wtedy  – w kryzysie – przeważnie bezrobotnych. Nauczycielka przyrody, wykorzystała teren szkoły na założenie ogrodu. Dzieci uprawiały kwiaty, ale także warzywa, które były nieraz podstawą menu domowego. Posadzone drzewa morwowe stały się początkiem hodowli jedwabników… i tak dzieci dodatkowo uczyły się wspierać bezrobotnych ojców. Przywiązanie do szkoły i do nauczycieli wyrażało się też chęcią do dobrej nauki. Dziewczynka z takiej rodziny, gdzie warunki mieszkaniowe były krytyczne, z braku prądu, lekcje odrabiała na schodach pod słabą żarówką, ale miała je zawsze odrobione.

To była szkoła podstawowa, a średnia? W Poznaniu w gimnazjum im. Karola Marcinkowskiego, uczyli doktorzy lub doktoranci swoich specjalności, bo nie było dla nich miejsca (pieniędzy!) na Uczelni. Matematyki, geografii, polskiego, fizyki i pewnie innych, uczyli młodzi naukowcy, którzy potem stawali się światowymi sławami naukowymi. Uczniowie starali się im dorównać. Ja, ze względów rodzinnych w ciągu 2 lat gimnazjum zaliczyłem trzy szkoły w Poznaniu i Kielcach. Z całego hufca nauczycielskiego pamiętam tylko jednego profesora matematyki, który nauczył mnie podstaw algebry i geometrii i spowodował, że polubiłem ten przedmiot.

         Już w starożytności było wiadome, że uczeń musi mieć mistrza, a mistrz ucznia. Czas płynął, mistrzowie odpłynęli, a uczni się namnożyło. Szkoła stała się „kuźnią nowych kadr”. Nowi kowale kuli pracowicie, lecz z miernym skutkiem. Szkoła stała się bezpłatna – i nauczyciele też… Płacono im jakieś grosze i ludzie szanujący swoją wiedzę (po wyższych studiach) zaczęli omijać szkolnictwo. Nastąpił przymus zatrudnienia w zamian za darmowe studia. Skutek wiadomy. Nasza, ówczesna młodzież uratowała się i swoją wiedzę, tylko dzięki charyzmie nauczycieli (przeważnie kobiet) i ich zapałowi do pracy z młodzieżą. Przeszkadzali im w tym wszyscy: dyrektorzy polityczni szkół i ich politrucy, ministrowie (z różnymi zmianami programowymi i reformami), rząd, partia, a nawet „uświadomieni społecznie i politycznie” rodzice. W tej niesławnej gromadzie znalazł się jeden człowiek „od władzy” – minister Kuberski, - który zrozumiał, gdzie się zgina dziób pingwina i wyrwał trochę pieniędzy na szkolnictwo. Młodzi nauczycie z wyższym wykształceniem zaczęli dostawać trzy miesięczny bezzwrotny zasiłek na zagospodarowanie, a na prowincji także mieszkania. Przy ogólnej nędzy społeczeństwa, nastąpił masowy wysyp takich wysoko wykształconych nauczycieli. Za tę robotę brał się każdy, bo kasa, mieszkanie… Jedni się znaleźli w tym zawodzie i potrafili nawiązać kontakt z młodzieżą, innym się to nie udało i szybko odeszli, a pozostała duża część nieudaczników, którzy chcieli tylko przeżyć i się nie narobić, a młodzież była dla nich uciążliwym elementem produkującym jedynie dużo decybeli.

Na marginesie warto dodać, że obrotny towarzysz minister nie zapomniał o sobie i o swoim hobby – lataniu i latał wysoko – awionetką. Zazdrośnicy partyjni wkrótce go usadzili i zesłali do  Watykanu i skończyła się pieśń bez słów…a młodzież? Taka jak jej nauczyciele – różna. Lata mijały, reformy narastały… Jedni z troską pochylali się nad młodzieżą i jej coraz mniejszą wiedzą i coraz gorszym wychowaniem, a inni – również z troską pochylali się nad biednym losem nauczyciela –  co skutkowało najwyżej schorzeniami kręgosłupa pochylających się.

Dosyć wspomnień – wracajmy do naszych baranów. Ostatnimi laty było kilka reform w szkolnictwie. Efekt – jak widzimy – nie nadzwyczajny. Zamiast matury mamy „egzamin na prawo jazdy”  – testy, testy… Uczniowie wkuwają słownictwo testowe, a ani myślą, aby myśleć. Matematyka stała się śmierdzącym jajkiem – z daleka omijanym. Licea ogólnokształcące, niby humanistyczne – jeszcze trochę, a tylko gender, ogólna tolerancja (z wyłączeniem chrześcijaństwa) i osiągnęlibyśmy szczyt: jaka Europa, taka polska młodzież i wara od zmian – bo będą marsze i ta młodzież też ruszy – z na czarno zamaskowanymi twarzami, kijami bejsbolowymi w ręku (nasze zakodowane marzenie). Nic to, że zgubiliśmy gdzieś szkolnictwo zawodowe, a produkujemy masowo bezrobotnych „humanistów” – pójdą na politologię, a potem na zasiłek.

 

bilbo
O mnie bilbo

spokojny i wyrozumiały (lecz z ograniczeniami:dla głupoty i złych intencji

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie